Obserwatorzy

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 4



UWAGA MEGA DŁUGI!!!
WAŻNA NOTKA POD SPODEM!!!

„Rozstanie boli tak bardzo dlatego, że nasze dusze stanowią jedno. Może zawsze tak było i może na zawsze tak pozostanie. Może przed tym wcieleniem żyliśmy po tysiąc razy i w każdym życiu siebie odnajdowaliśmy. I może za każdym razem z tego samego powodu nas rozdzielano. Co oznaczałoby, że dzisiejsze pożegnanie równa się pożegnaniu sprzed dziesięciu tysięcy lat i stanowi preludium przyszłego pożegna...” 
Nicholas Sparks - Pamiętnik
 

~12 wrzesień~
                Ostatni karton spakowany, a ja gotowa do odjazdu. Jak się czuję? Nie potrafię określić tego jakimś sensownym słowem. Mam wrażenie, że jestem wyprana z emocji. Gdzieś w podświadomości wiem, że niedługo wrócę do domu, do Maxa i Magdy, ale nie czuję podekscytowania ani bezgranicznego szczęścia. To jest naprawdę dziwne.
***
                Wiem, że z tym domem wiąże się wiele przeżyć, których co prawda nie pamiętam, ale mimo to nie mogę powstrzymać się od ciągłego gapienia w budynek, w którym podobno mieszkałam parę miesięcy. Widzę jak leniwym krokiem zbliża się do nas czwórka chłopaków. Na próżno można szukać uśmiechów na ich twarzach. Przez ostatnie parę dni, które spędziliśmy w Londynie starali się być jak najczęściej z nami. Nigdy w życiu nie zapomnę wyrazu ich twarzy, kiedy Jace powiedział o swojej decyzji. Sprawił im ból, a to było w pewnym sensie moją winą, dlatego najbardziej jak potrafiłam starałam się być dla nich miła. Najgorsze wyrzuty sumienia gryzą mnie przez Nialla. Bezgraniczny smutek w jego oczach po tym jak przyznałam się, że chcę wracać do Polski codziennie nawiedza mnie w koszmarach. Po tym feralnym wieczorze nie widziałam go ani razu. Nawet dziś nie przyszedł się pożegnać, co dodatkowo mnie dobija.
                -Tori? – odzywa się Louis.
                -Tak?
                -On raczej nie przyjdzie. – szepcze.
                -Nie obchodzi mnie to, czy przyjdzie, czy też nie. Mam to gdzieś. – słyszę jak mój głos momentalnie twardnieje. Oczywiście to co powiedziałam było zaledwie stekiem bzdur, którymi starałam się zakryć mój żal, który na pewno aż za wyraźnie miałam wypisany na twarzy.
                -Ostatnia walizka zapakowana. – oznajmia mój ojciec. – Zostawiam wam klucze do domu. Jutro o 13 przyjedzie kurier, któremu dacie kartony.
                -OK. – odzywa się Harry, a w jego oczach błyszczą łzy.
                Deszcz przybiera na sile, ale my i tak stoimy w miejscu i milczymy. Nikt nie chcę się odezwać, bo boi się przerwać tą chwilę.
                -Jace! Nie jedź! – Harold nie wytrzymuję, a z jego oczy tryskają długo hamowane łzy. – Gdzie będziemy się teraz spotykać? Bez ciebie zespół nie będzie już tym samym.
                -Harry, spokojnie. Przecież nie jadę na drugi koniec świata. – odzywa się Jonathan siląc na wesoły ton.
                -Nawet gdybyś przeprowadził się do innego miasta to byłoby za daleko.
                -Vicky. – słyszę czyiś donośny głos z prawej strony. Nigdy w życiu nikt w taki sposób nie wypowiedział mojego imienia. Przynajmniej nie pamiętam tego. Od razu robi mi się cieplej na sercu. Obracam się w tamtą stronę i widzę całkowicie przemokniętego blondyna, który szybkim krokiem zmierza w naszym kierunku. Patrzy tylko na mnie, tak jakby widok mojej twarzy w jakiś magiczny sposób miałby utrzymać go przy życiu. Wokół nie słychać nic oprócz monotonnego bębnienia deszczu, kiedy chłopak staję przede mną. Chwilę zajmuję mu wyrównanie oddechu. – Ja chciałbym tylko… Czy mogę cię przytulić? – pyta. Tak po prostu. Zwykły uścisk. Skoro choć tyle mogę dla niego zrobić.
                -Tak. – szepcze, a mój głos jest dziwnie ochrypnięty. Robi dwa kroki i jest tak blisko mnie, że czołem niemal mogłabym dotknąć jego klatki piersiowej. Spoglądam na jego twarz i już wiem, że zrobiłam dobrze zgadzając się. Choć nie uśmiecha się to sądząc po jasnej barwie jego oczu jest szczęśliwy. Przybiegł tu pewnie z myślą, że mu odmówię. Widzę ostrożność w jego ruchach tak jakby robił coś o wiele poważniejszego. Zdążyłam już przyzwyczaić się do tego, że właśnie w taki sposób się zachowuję. Tak jakby bał się, że mnie spłoszy. W końcu jego ręce delikatnie lądują na moich ramionach, potem nachyla się nade przyciąga do siebie, tak, że jestem wtulona w jego tors. Od razu moje przemoczone ciała ogarnia dziwne ciepło, które promieniuje z jego ciała. Przecież to niemożliwe, tak samo jak ja jest cały mokry. Czuję jego przyjemny zapach, który wprawia mnie w spokój. Kiedy na swojej szyi czuję jego ciepły oddech rozluźniam się i przymykam powieki. Pod wpływem impulsu przyciągam go do siebie jeszcze bliżej. Tak, że pomiędzy naszymi ciałami nie ma ani milimetra wolnej przestrzeni. Czuję jak jego pierś unosi się, a po chwili słyszę jak wzdycha.
                -Jeśli tylko będziesz potrzebowała mojej pomocy to dzwoń, albo pisz. Mój numer masz zapisany.
                -Grzebałeś w mojej komórce?!
                -Nie. Musisz pamiętać o tym, że znamy się dłużej niż pamiętasz.
                -No tak. Trochę dziwne byłoby to gdybyśmy byli parą, a nie mielibyśmy swoich numerów.
                -Wiesz, pisanie listów jest romantyczniejsze.
                -Mieszkasz tak blisko, że nawet nie musiałabym kupować znaczka.
                -Zawsze pozostaje poczta gołębiowa.
                -Muszę ci przypomnieć, że mamy XXI wiek.
                -Wiesz będę okropnie tęsknił. – szepcze.
                -Przykro mi.
                -Dlaczego?
                -To wszystko przeze mnie.
                -Nigdy tak nie myśl. Nie wolno ci. Może to był jakiś znak, że nie powinniśmy być razem? Niewątpliwie dla ciebie to szansa na rozpoczęcie nowego życia.
                -Wcale tego nie chcę.
                -Może i nie chcesz, ale przez tych parę dni uświadomiłem sobie, że to dla ciebie prawdziwe błogosławieństwo. W twoim życiu zdarzyło się coś strasznego przez co przestałaś wierzyć w siebie. Dodatkowo robiłaś naprawdę straszne rzeczy ze swoim ciałem.
                -Wiem, że mi pomogłeś.
                -Co?
                -Jonathan mi powiedział.
                -Ale…
                -Dziękuję. – przerywam mu w połowie zdania. – Za wszystko. Mam nadzieję, że twoje życie ułoży się jak najlepiej i będziesz szczęśliwy. – Nie mogę powstrzymać śmiechu. – Przecież ja cię nawet nie znam.
                -Tori. Musimy jechać. – słyszę głos mojego ojca, który sprowadza mnie na ziemie. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że od dobrych paru minut stoję w objęciach całkowicie obcego chłopaka, z którym kiedyś byłam naprawdę blisko. Powoli odsuwam się do niego, a na jego twarzy pojawia się grymas, który próbuję zamaskować smutnym uśmiechem. Moje serce przyśpiesza kiedy odwracam się do niego plecami. Jeszcze ostatni raz spoglądam na resztę zespołu, która stara się lekko do mnie uśmiechnąć i wsiadam do samochodu mocząc siedzenie. Nie spoglądam na nich już nigdy. Przyglądam się moim dłoniom, a po policzku spływa jedna samotna łza.
***
                Samolot startuję, a ja mocno zaciskam dłonie na pasie. To mój pierwszy raz kiedy lecę samolotem. Obiecałam sobie, że nie spojrzę za okno, bo na pewno to na jakiej wysokości jestem jeszcze bardziej mnie przerazi. Mimo to nie potrafię się powstrzymać. Chcę zapamiętać jak najwięcej się da z mojego pobytu w Londynie. Nawet te momenty, w których czułam pustkę. To ogromne miasto mimo, że zasłania je lekka warstwa smogu jest naprawdę piękne. Niektóre budynki szczególnie wyróżniają się spośród tych mniejszych, a czerwone autobusy są naprawdę miłym kontrastem w porównaniu z szarą i pochmurną pogodą. Ludzie wielkości mrówek poruszają się w bardzo szybkim tempie. Wszyscy gdzieś się śpieszą nie zdając sobie sprawy, że gdzieś tam na górze przygląda im się całkowicie obca dziewczyna, która ma wrażenie, że jej życie jest jednym wielkim koszmarem, z którego niedługo się obudzi.
***
                -Dlaczego jesteś taka smutna? – pyta Max kiedy siedzimy już w samochodzie. Jego mina jest dokładnym przeciwieństwem mojej.
                -Podróż była męcząca. – mruczę pod nosem.
                -Myślisz, że mnie okłamiesz? Znam cię na wylot, więc nie wciskaj mi kitów. O co chodzi?
                -Sama nie wiem. – Pocieram boleśnie pulsujące skronie. – Chyba przyzwyczaiłam się do Londynu.
                -W ciągu paru tygodni?
                -Myślę, że tak.
                -Wiesz co? Mi się zdaję, że tylko twój mózg nie pamięta niektórych rzeczy ale ciało tak.
                -Do czego zmierzasz? – pytam podejrzliwie, bo wiem, że to nie koniec jego wniosków.
                -Tęsknisz. – stwierdza krótko.
                -Niby za kim? – Wybucham sztucznym śmiechem.
                -Za chłopakami. Nie pamiętasz ich to fakt, ale gdzieś tam nadal jest sympatia do nich.
                -Wiesz, że jedno nie łączy się z drugim.
                -Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego musisz mi zaufać, bo jestem jedną z osób, które znają cię najlepiej na świecie.
                -Hmmm. Ciekawe, a możesz wymienić mi te osoby, bo jakoś ich nie kojarzę.
                -Twoja mama, ja oraz Niall. – odpowiada takim tonem jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
                -Niall? – pytam zdziwiona.
                -W końcu nie był twoim chłopakiem bez powodu. Wcześniej byliście naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Śmiało mógłbym powiedzieć, że tak samo jak my. Horan jest naprawdę dobrym obserwatorem i bez trudu zorientował się co z tobą się dzieję. Na pewno zauważyłaś, że jest bardzo uczuciowy, dlatego starał się ci pomóc.
                -… i przypadkiem zakochaliśmy się w sobie. Wiesz, że to brzmi jak jakieś tanie romansidło?
                -Z pozoru tak, ale to wszystko nie było takie proste. Minęło trochę czasu zanim przestałaś traktować go jak tylko przyjaciela.
                -Taaa gdzieś już to słyszałam. Błagam przestań o nim mówić, bo na dziś mam już dość atrakcji związanych z nim.
                -Co takiego się stało?
                -Nawet nie pytaj. – Kładę głowę na jego ramieniu i przymykam oczy. Chciałabym zasnąć, ale ból nie pozwala mi na to.
                Po pół godzinie jesteśmy już na ulicy, którą znam nawet lepiej niż własną kieszeń. To właśnie tutaj stawiałam swoje pierwsze kroki i wypowiadałam słowa. To tutaj się wychowałam. W końcu dla odmiany coś co nie jest mi obce. Od razu zaczynam się czuć lepiej, tak jakby to miejsce było właśnie tym, w którym powinnam się znajdować. Jego zasadniczą różnicą jest to, że Słońce świeci z o wiele większą siłą, a kwiaty są bardziej okazałe i kolorowe.
                Po wyjściu z samochodu staję przed drewnianym domem, który był chyba najbardziej przytulnym zakątkiem na ziemi. W tej chwili choć jest pod opieką Magdy to widać, że brakuję w nim życia, którym każdy człowiek napędza swoje parę metrów kwadratowych. Nie wiem dlaczego, ale boję się dotknąć furtki i po prostu wejść na posesje. Chyba nadal nie potrafię uwierzyć, że wreszcie tu jestem i pomyśleć, że jeszcze rano byłam w całkowicie innym kraju.
                Sądząc po minie Jonathana w przeciwieństwie do mnie wcale nie czuję się tutaj dobrze. Nie dziwię mu się, bo nigdy tutaj nie był i pewnie nawet nie wie, w którym dokładnie miejscu Warszawy się znajduję. Dodatkowo przez wiele lat nie był w Polsce, na pewno jest zagubiony.
                -No to chyba czas zacząć mówić po polsku. – stwierdzam.
                -Chyba tak. – Te dwa słowa sprawiają, że jeszcze bardziej uświadamiam sobie, że wcale się nie myliłam. W jego wymowie pozostały naleciałości z języka angielskiego.
                W czasie kiedy wypakowujemy wszystkie walizki pojawia się Magda, która bezceremonialnie wręcza nam klucze, a potem wita się z nami przytulając każdego z osobna.
                -Strasznie się cieszę, że jednak ponownie będę mieć sąsiadów. – mówi z szerokim uśmiechem na, który zadziwiająco często gości na jej twarzy. – Chyba nie będziemy tu tak stać bez końca. – odzywa się po chwili.
                -Raczej nie.
                -W takim razie prowadź Tori. – odzywa się Max.
                Niepewnie podchodzę do furtki i otwieram ją, towarzyszy temu ciche skrzypnięcie. Zdobywam się na to aby postawić krok dalej i następny, i następny, i następny. Dochodzę do budynku i znów bardzo powoli wspinam się po paru stopniach, które prowadzą do drzwi. W rękach mocno ściskam pęk kluczy, który sprawia mi ból uciskając moją skórę. Mimo to nie zwracam na to uwagi. Jestem maksymalnie skupiona na dębowych i masywnych drzwiach, które mam przed sobą. Moja dłoń lekko drży, kiedy odnajduję prawidłowy klucz i przekręcam go w zamku, który wydaję z siebie ciche kliknięcie. Teraz już pewniejszym ruchem otwieram drzwi. Wiem, że ten moment mnie nie ominie i chcę go mieć jak najszybciej za sobą. Wchodzę do środka gdzie unosi się znajomy zapach, który ponownie przypomina mi o tym, że to jest moje miejsce na Ziemi. Wszystko jest takie jakie pozostało w mojej pamięci. Masywne schody pną się do góry, na wejściu jest mała komódka, w której wcześniej znajdowały się nasze buty, wysoki kwiat w doniczce, który jest bardzo podobny do palmy zwiędnął, ale nadal jest w tym samym miejscu. Na małym stoliczku w rogu korytarza stoją zdjęcia. Szybko odwracam od nich wzrok, bo czuję jak do moich oczy napływają łzy.
                Kieruję się dalej delikatnie dotykając ściany sprawdzając, czy w jej strukturze nic się nie zmieniło. Dochodzę do kuchni, w której blat jest lekko zakurzony, a zegarek nad piekarnikiem wesoło mruga zwiastując, że ktoś niedawno ponownie podłączył tu prąd. W salonie kanapy nie ożyły w cudowny sposób i nie przemieściły się, tak samo nie zmieniły swojego jasnobrązowego koloru. Nie przyglądając się temu dłużej szybko wspinam się po schodach. Chcę zobaczyć mój pokój. Wbiegam do niego zdyszana tak jakby ktoś chciał mnie wyprzedzić i zamknąć do niego drzwi machając bezczelnie przed moimi oczami kluczem. Jego ściany są ciemnofioletowe, a nad łóżkiem widnieje uśmiechnięty jeż, którego namalowałam całkowicie spontanicznie. W rogu stoi łóżko bez jakichkolwiek prześcieradeł, czy kołder. Niedaleko stoi szafa niewielkich rozmiarów oraz wieża z różnymi płytami piętrzącymi się na niej. Na biurku leżą już zaschnięte farby. Siadam na łóżku i chowam twarz w dłoniach. Choć wszystko jest na swoim miejscu to to miejsce jest całkowicie inne bez niej, a ja jestem zagubiona do granic możliwości.
***
                W nocy przez długi czas nie mogę zasnąć. Kiedy już rezygnuję z ciągłego przewracania się z boku na bok zaczynam wpatrywać się w sufit, który jest tak nudny, że powinno mnie to uśpić, jednak tak się nie dzieje. Leżę tak parę godzin nie myśląc o niczym innym jak o suficie. W pewnym momencie wpadam na pewien szalony i kompletnie pokręcony pomysł. Idę do szafy, w której powinna znajdować się resztka farby, którą jest tak jaskrawa, że widać ją w ciemności. Jak dobrze, że mój sufit już został pomalowany na czarny kolor. Na moje szczęście farba nie zdążyła jeszcze zaschnąć. Do ręki biorę mały pędzelek oraz stołek, na który po chwili się wspinam. Z łatwością dosięgam do sufitu i maluję na nim nieduże kropki. Całą czynność powtarzam wielokrotnie, aż cała górna ściana pokryta się małymi kleksami. Choć w pokoju unosi się nieprzyjemny zapach farby to jestem niezwykle zadowolona z efektów. Ponownie kładę się do łóżka i uśmiecham do siebie. Nie każdy ma przywilej posiadania gwiazd w swoim pokoju.
***
~14 wrzesień~
                -Tylko błagam bądź dla niej miła. Jest bardzo delikatna i szybko możesz ją wystraszyć.
                -Jezu opanuj się. Mówisz to już chyba po raz setny! Będę się zachowywać normalnie.
                -Właśnie chodzi mi o to, żebyś nie zachowywała się normalnie.
                -Co? Przecież we wszystkich filmach mówią, że trzeba być sobą.
                -Tak, ale nie w twoim przypadku. Nie to jest naprawdę zły pomysł. Zadzwonię do niej i odwołam spotkanie. Na pewno coś walniesz co ją zszokuje. – Widzę zakłopotanie na jego twarzy i już wiem, że muszę w jakiś sposób je załagodzić.
                -Nie będziesz mógł bez końca jej przede mną kryć. Kiedyś dojdzie do naszego spotkania, na przykład w szkole. Lepiej żeby każdy z nas był na to przygotowany. Teraz powinnam śmiertelnie się na ciebie obrazić, bo niemal wprost nazwałeś mnie wredną suką, ale zważając na ekstremalne warunki przymknę na to oko. Może nie wiesz, ale kiedy chcę to potrafię być miła.
                -Ale ty nie rozumiesz, ona jest taka krucha.
                -Opanuj się, bo na mózg ci pada!!! Tak już wiem. Ona jest jak nietykane jajo, a ja mam być dla niej miła. Koniec sprawy.
                -Wcale nie jest jak niedotykane jajo.
                -No pewnie, przecież ty to wiesz najlepiej. – Spoglądam na niego wymownie.
                -Jesteś niemożliwa. – ciężko wzdycha.
                -Przecież, wiem.
                Po przejściu paru metrów prawie dochodzimy do kawiarni, w której jesteśmy umówieni. Już z tej odległości widzę drobną postać, której blond włosy są rozwiewane na wszystkie strony.
                -To ona. – szepcze podekscytowany chłopak tak jakby widział przed sobą ósmy cud świata. Zauważam świecące iskierki w jego oczach i uśmiecham się do siebie. Na tym właśnie polega przyjaźń. Nie zazdrościsz drugiej osobie, cieszysz się z jej szczęścia, ale także wspierasz ją w cierpieniu oczekując tego samego.
                -No wiesz. Domyśliłam się.
                -Pamiętaj…
                -… bądź miła, ona jest krucha jak skorupka jajka. – przerywam mu w połowie zdania.
                -To porównanie jest niezbyt trafne.
                -Ale najlepiej podsumowuję to co ty wygadywałeś. Co chwilę powtarzałeś, że jest taka delikatna, że jednym ruchem można ją przewrócić.
                -Nie chodziło mi o rzeczy fizyczne, tylko emocjonalne.
                -Weź się uspokój, bo właśnie cię zauważyła. – szepcze, a na twarz przywołuję szeroki uśmiech, który nie ma w sobie krzty fałszerstwa, jest szczery do granic możliwości. Nie ważne jaka byłaby na pewno będę miała do niej szacunek skoro była w stanie rozkochać w sobie samego Maksymiliana. Kiedy napotyka wzrok na jej twarzy widzę zakłopotanie, które po chwili przeradza się w nieśmiały uśmiech. Przyglądam się temu jak rozanielony Max podchodzi do niej i składa na jej ustach pocałunek.
                -To jest właśnie Marta. – Obejmuję ją lekko w pasie. – Marta, oto Victoria.
                -A werble gdzie? – pytam lekko marszcząc brwi.
                -Jakie werble?
                -Dlaczego przy przedstawianiu mnie nie było werbli!? Przecież to historyczna chwila!
                -Nie zwracaj na nią uwagi kochanie. Czasami jej odbija. – szepcze do ucha blondyny. Dopiero teraz zauważam parę piegów, które zdobią jej nos. Od razu w mojej głowie pojawia się obraz o wiele młodszej dziewczynki z dwoma warkoczykami i tak samo lekko zadartym nosem. Pamiętam ją ze szkolnych korytarzy.
                -Wszystko słyszałam! Zresztą ty lepiej się nie odzywaj, bo tylko mi przeszkadzasz. Nawet nie mogę się przedstawić.
                -Przecież przed chwilą zrobiłem to za ciebie.
                -Wcale się o to nie prosiłam! Jestem Victoria, możesz na mnie mówić Torii, tylko nie Vicky. – Wyciągam w jej stronę rękę, którą delikatnie ujmuje.
                -Ja jestem Marta. Miło mi cię poznać. – Jej głos jest bardzo delikatny. Dopiero teraz wiem, dlaczego Max co chwilę powtarzał to słowo.
                -Kobiety. – szepcze pod nosem chłopak.
                Szybkim ruchem strzepuję jego rękę z talii Marty i biorę ją pod ramie. Zostawiając zdziwionego Maksymiliana idziemy w stronę kawiarni.
                -Sorry, za tą trochę dziwną sytuację, ale nie mam w tym wprawy.
                -W czym? – pyta zdziwiona.
                -W poznawaniu dziewczyn mojego przyjaciela.
                -Jak to?
                -To ty nie wiesz? Jego najdłuższy związek trwał dwa tygodnie. Nie chodzi o to, że jest podrywaczem, który gdzieś ma uczucia innych. Po prostu bardzo długo szukał tej jedynej.
                -Czyli, że… - Zdziwiona przytyka rękę do ust.
                -Nie mów, że się nie domyśliłaś.
                -Nie, ja po prostu myślałam, że jestem dla niego kolejną zwykłą dziewczyną. Nawet przez myśli mi to nie przyszło.
                -Wierz mi lub nie, ale to co zobaczyłam na jego twarzy kiedy znalazłaś się w zasięgu naszego wzroku jest nie do opisania. Jedyne czego jestem pewna to właśnie tego, że jest w tobie zakochany do szaleństwa. Znam go wiele, wiele lat i jeszcze nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Gdybyś tylko usłyszała co mówił w drodze do tego miejsca.
                -Może uchylisz rąbek tej tajemnicy? – Widzę uśmiech pojawiający się na jej twarzy.
                -Cały czas powtarzał, że mam się zachowywać kulturalnie. Tak jakbym była jakimś potworem. Mówiłam mu, że jeśli tylko chcę to potrafię być miła, ale on swoje.
                -Mi też mówił, że mam się spodziewać najgorszego. Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego.
                -Czyli wykonałam swoje zadanie?
                -Celująco.
                -Nie mogę uwierzyć w to, że jedne z najważniejszych kobiet mojego życia chciały mnie opuścić. – słyszymy za sobą lekko zdyszany głos Maxa, który po chwili wpycha się w środek i bierze nas pod rękę.
                -Możesz wymienić resztę tych kobiet? – pytam. – Robię to, żebyś ty nie musiała go wypytywać. – szepczę w stronę Mart, choć doskonalę wiem, że chłopak wszystko słyszy.
                -Jest jeszcze moja mama i babcia.
                -I ciocia Tekla, i ciocia Kunegunda, i ciocia Genowefa!!! – Moje usta zostają zamknięte przez rękę bruneta.
                -Zachowuj się! Jesteś w miejscu publicznym. – Wiem, że stara się zdobyć na poważny ton, ale uniemożliwia mu to zaraźliwy śmiech Marty.
                -Wy też! Nie można tak chichotać! To zakłóca ogólny porządek!
                -Ta akurat. Wdech, wydech i wchodzimy. – mówi Nóżkiewicz.
***
                -Ale padniesz kiedy powiem ci co Max zrobił w pierwszej klasie! – mówię dławiąc się śmiechem.
                -Czy ja myślę o tym samym co ty? – pyta udając zszokowanego chłopak. – Lepiej nie, bo Marta będzie jeszcze zazdrosna.
                -Oooo! Tym bardziej chcę się dowiedzieć! – krzyczy podekscytowana i roześmiana dziewczyna.
                -Kiedyś po szkole Max przyszedł do mnie z kartonowym pudełkiem. Myślałam, że są tam zabawki, dlatego chciałam mu je zabrać i obejrzeć je dokładnie, ale nie pozwolił mi na to. Stwierdził, że muszę zdobyć świeczkę i zapałki. Byłam okropnie ciekawa co też takie przede mną chowa, dlatego ukradkiem przyniosłam potrzebne rzeczy. Zachowywaliśmy się bardzo cicho, bo miałam zabronione bawienie się ogniem. W końcu lekko drżącymi dłońmi Max zapalił świeczkę położył ją na podłodze i klęknął przede mną. Wyciągnął przed siebie kartonowe pudełko, kiedy je otworzył okazało się, że w środku jest jego własno ręcznie zrobiony pierścionek, podkreślam, że z drutu. Potem zapytał, czy za niego wyjdę, a ja odpowiedziałam, że to nie jest pierścionek z brylantem, dlatego się nie zgadzam. Dzień wcześniej oglądaliśmy w film, w którym była właśnie taka scena, tylko, że z udziałem dorosłych. Ale wyobraź sobie jak to musiało przekomicznie wyglądać! – mówię i w końcu wybucham powstrzymywanym śmiechem.
                -Jak mogłeś mi to zrobić. Myślałam, że jestem tą jedyną. – odzywa się lodowatym tonem Marta, a ja momentalnie zamieram. Przecież to tylko głupia opowieść o dziecinnych zabawach. Dziewczyna podnosi się z miejsca. Na szczęście Max utrzymuje trzeźwy rozum i szybko łapie ją za dłoń uniemożliwiając jej ucieczkę.
                -Skarbie, przecież wiesz. Kocham cię. – ostatnie słowa wypowiada z taką czułością, że w moich oczach pojawiają się łzy. Dziewczynie brakowałoby rozumu gdyby w tej chwili go zostawiła. Kompletnie zdezorientowana patrzę jak jej twarz diametralnie się zmienia i zaczyna się śmiać.
                -Naprawdę myślałam, że się nie nabierzecie. – mówi próbując złapać oddech pomiędzy napadami śmiechu. – Gdybyście tylko widzieli swoje miny!
                -Szczerze to wyobrażam sobie jak wyglądałam. Boże jeszcze nigdy nikt tak bardzo mnie nie wystraszył! Niewątpliwie masz talent aktorski.
                -Nie no co ty!
                -To prawda. Teraz uspokój naszego Romea, bo chyba nadal jest w szoku, albo co gorsza to stan przed zawałowy.
                Widzę jak dziewczyna lekko gładzi go po policzku uśmiechając się szeroko. Nie mam wątpliwości, że Max jest dla niej naprawdę ważny.
                -Też cię kocham. – szepcze, co sprawia, że nasz Śpiący Królewicz  od raz się przebudza. Marta delikatnie muska jego wargi, a ja chyba jestem szczęśliwsza od tej dwójki.
                -Sorry gołąbeczki, ale ja już będę się zbierać. – mówię.
                -Dlaczego? Przecież nie jest jeszcze późno. Zostań z nami. – mówi blondynka.
                -Chcę wam dać trochę prywatności. Może dla ciebie to nie jest różnica, ale ten chłopak jest tak napalony, że wolę usunąć się z jego widoku. – Widząc ich zmieszane miny uśmiecham się szeroko. – Wyluzujcie! Tylko żartowałam. Marta naprawdę możesz być spokojna, kto jak kto, ale Max się na ciebie nie rzuci. Chociaż nie wiadomo co tam siedzi w tym jego małym móżdżku.
                -Wielkość mózgu nie odzwierciedla inteligencji człowieka. – stwierdza Maksymilian zadowolony, że cokolwiek zapamiętał z lekcji biologii.
                -O jaki mądry się znalazł. Dobra nie ważne. Zmywam się. – Podchodzę do dziewczyny i przytulam ją. – Dbaj o niego. – szepcze.
                -Masz to jak w banku. – odpowiada.
                -Choć tu wielkoludzie. – mówię do chłopaka.
                -Bardzo chętnie, ale wiesz, trochę się boję reakcji MOJEJ DZIEWCZYNY.
                -Już tak bardzo nie musisz podkreślać tych słów. Wszyscy doskonale o tym wiemy. – Wspinam się na palcach i obejmuję go. – A nie mówiłam?
                -Co?
                -Jeśli chcę to potrafię być miła.
                Wychodzę na dwór gdzie owiewa mnie chłodne już prawie jesienne powietrze. Dzisiejszy dzień jak najbardziej mogę zaliczyć do udanych. Spędziłam czas z moim najlepszym przyjaciel i poznałam jego dziewczynę, która jak najbardziej zasługuję na jego miłość. Nie kiedy ostatnio miałam tak dobry humor. Dobrze, że choć na chwilę zapomniałam o Londynie i wiecznie nurtujących mnie pytaniach. Niestety muszę wrócić do rzeczywistości, która wcale nie jest tak kolorowa jak moje farby.

~14 wrzesień~
                Narracja 3-cio osobowa…
                Biorąc butelkę wódki miał nadzieję, że w jakiś magiczny sposób choć na chwilę zapomni. Mylił się i to bardzo. Po wypiciu prawie całej cieczy przestał myśleć logicznie, ale ona nadal siedziała w jego głowie.
                -Vicky, ja chyba wiedziałem to od początku. Mówiłaś, że kiedy tylko skończysz osiemnaście lat wrócisz do Polski, ale miałem nadzieję, że w jakiś sposób uda mi się namówić cię na zmianę zdania. Kiedy się we mnie zakochałaś byłem już spokojniejszy, ale to było tylko złudzenie. Od zawsze mieliśmy być rozdzielenie. W ogóle to, że się spotkaliśmy było jakimś cholernym błędem, ale wiesz co? Wcale nie żałuję tego co muszę przeżywać teraz, tutaj, bez ciebie. Chwilę spędzone z tobą były najpiękniejszym darem jaki mógłbym dostać…
                On wcale nie oszalał, przecież w mówieniu do zdjęcia nie ma nic dziwnego.
***
~20 wrzesień~
Perspektywa Victorii
                Nie mogłam spać w nocy. Nie chodzi o to, że jak większość dziewczyn w pierwszy dzień szkoły nie wiedziałam w co mam się ubrać. To było moim najmniejszym problemem. Okropnie się bałam i gdyby nie świadomość tego, że będzie ze mną Max nie wiem czy bym to przetrwała. Wiem, że wcześniej nie miałabym problemu z zawitaniem w szkole. Jak zwykle ignorowałabym większość ludzi i tyle. Tylko, że parę spraw zmieniło się. Można powiedzieć, że stałam się sławna, choć nawet tego nie pamiętam. To, że bez problemu mogłam znaleźć moje zdjęcia z Niallem w Internecie dowodzi, że na całym świecie ludzie wiedzą o moim byłym związku. Na pewno ta informacja nie ominęła też mojego kraju.
                -Bardzo się denerwujesz? – pyta Jonathan.
                -Trochę.
                -Widzę, że nie tylko trochę. Jak chcesz to możemy odłożyć to na jutro. Wynajmę ochroniarza żebyś czuła się bezpieczna.
                -Tu nie chodzi o to, że ktoś się na mnie rzuci. Oni na pewno o wszystkim wiedzą, a problem tkwi w tym, że ja nie wiem prawie nic. Tylko powierzchowne fakty.
                -Na pewno nikt nie będzie sprawiał ci przykrości. – mówi poważnym tonem.
                -Co za to też zapłaciłeś? Zrozum, że nie wszystko można kupić. – Bez dalszego prowadzenia tej rozmowy wychodzę na dwór i od razu szczelniej owijam się szalem. Po drodze wchodzę po Maxa, który jest mega szczęśliwy z mojego powrotu.
                -Dopiero teraz czuję, że naprawdę wróciłaś. Wcześniej miałem wrażenie jakbyś wpadła jedynie z wizytą.
                -Jak na razie nie planuję nigdzie się wybrać.
                -Powrotu do Polski nie planowałaś, a mimo to jesteś. Z tobą nigdy nic nie wiadomo.
                -Nie mam po co tam wracać.
                -Ja jednak sądzę, że masz.
                -Ciekawe do kogo? Hmmm niech pomyślę! Na pewno chodzi ci o mojego byłego chłopaka, którego w ogóle nie pamiętam! Masz rację ogromnie za nim tęsknie i tylko składam kieszonkowe na bilet żeby jak najszybciej być przy nim!
                -Twój sarkazm jest czasami powalający.
                -Co słychać u Marty? Dawno jej nie widziałam.
                -Zaledwie dwa dni temu. To naprawdę nie jest dawno.
                -Ojej, a ty się z nią widzisz codziennie i co?!
                -Ej, bo będę zazdrosny.
                -O nie! Co to to nie! Pamiętaj mam chłopaka w Londynie, który tylko czeka, aż cudownym sposobem odzyskam pamięć.
                -A no tak zapomniałem.
                Po paru minutach dochodzimy do dość dużego, szarego i pospolitego jak tylko się da budynku, który powszechnie nazywany jest szkołą. Lekcje jeszcze się nie rozpoczęły dlatego niektórzy dopiero wchodzą do środka, a inni po prostu zaczerpują świeżego powietrza. Od razu w oczy rzuca mi się wysoki chłopak, na którego czoło opada parę ciemnoblond kosmyków, jego nos zdobią okulary przeciwsłoneczne, za którym kryją się błękitne oczy. Widzę, że się zmienił, ale nie wiem jak mogłam kompletnie zapomnieć o moim drugim najlepszym przyjacielu. Zanim się obejrzę biegnę już w jego stronę. Po chwili zauważa mnie i ściąga swoje okulary, jego oczy są lekko rozszerzone ze zdziwienia, a ja bezceremonialnie wpadam w jego ramiona. Przez chwilę tylko ja go przytulam, dopiero później odzyskuje władzę mięśni i odwzajemnia to.
                -Torii odsuń się od niego. – słyszę stanowczy i zdenerwowany głos Maxa.
                -Dlaczego? – pytam zdziwiona. – Przecież to Damian.
                -Właśnie, dlatego, że to Damian.
                -Przecież to nasz przyjaciel.
                -To nasz były przyjaciel. Lepiej się od niego odsuń, bo później będziesz tego żałować.
                -Czyli to prawda, że straciła pamięć? – pierwszy raz odzywa się Damian. Jego głos tak samo jak twarz zmienił się, ale zachował tą charakterystyczną ciepłą barwę.
                -Tak, ale ani waż się do niej zbliżyć.
                -Dlaczego taki jesteś? – pyta blondyn.
                -Dlaczego taki jestem? Czy ty ze mnie kpisz?! Już ty najlepiej wiesz co zrobiłeś!
                -Co zrobił? – pytam całkowicie zdezorientowana. Damian i Max bez przerwy się kłócili byłam do tego przyzwyczajona, ale ich tony głosów nie były aż tak ostre i zacięte.
                -Nie pomyślałeś, że to dobry moment żeby wszystko naprawić? – pyta Damian kontynuując rozmowę tak jakby mnie nie usłyszeli.
                -Nigdy nie nastąpi taki moment.
                -Nie zachowuj się jak dziecko. To stało się dawno i wiem, że to był mój błąd. Już dość długo nie byliśmy wszyscy razem. Mam dość tej wrogości, chcę mieć was z powrotem przy sobie.
                -Takie bajeczki to możesz opowiadać w przedszkolu, ale nie nam. – głos Maxa jest pełen jadu. Ściska mnie za ramie zmuszając do osunięcia się od blondyna. – Idziemy, bo spóźnimy się na lekcję.
                -O co wam chodziło? – Widzę jak chłopak zaciska powieki, po to by je otworzyć, bierze parę głębokich wdechów, aby się uspokoić i spogląda na mnie.
                -Nic takiego, po prostu się pokłóciliśmy, ty wzięłaś moją stronę i wtedy nasza paczka się rozpadła. To była naprawdę drobnostka, ale wszystko popsuła. – Po jego głosie mogłam rozpoznać, że coś jest nie tak, ale nie miałam już siły dopytywać się co to takiego.
                -Ale on przecież chcę to naprawić. Dlaczego nie spróbujemy?
                -Bo to już nigdy nie będzie to samo.
~*~
                Cała moja klasa przygląda mi się uważnie. To dziwne uczucie kiedy widzisz kogoś, kogo nigdy więcej w życiu nie miałaś zobaczyć. Choć ja i tak mam wrażenie, że nie widziała ich zaledwie parę miesięcy, dla nich o ile się nie mylę to był rok. Mojej uwadze nie ucieka to, że niektórzy z nich zmienili się i wydorośleli. Policzki chłopaków zdobi nieznaczny zarost, a dziewczyny noszą szpilki. Choć w ogóle nie tęskniłabym za moją klasą to mimo wszystko dobrze jest ich widzieć ponownie.  Przypomina mi to, że jednak nie wszystko zmieniło się tak bardzo. Najgorsze jest to, że do niektórych twarzy nie potrafię przypasować imion. Tak jakbym nigdy ich nie poznała. To kolejny znak, że nie pamiętam czasów z Liceum. Chyba nawet wiedziałam to już wcześniej kiedy weszłam do środka nie wiedziałam, w którą stronę mam się ruszyć. Dodatkowo nadal wkurzony Max nie ułatwiał mi tego.
                -Witamy Victorie z powrotem u nas. – odzywa się pani Kowalska, siwowłosa nauczyciela od fizyki, która podobno jest moją wychowawczynią. W jej głosie nie słychać ani nutki wesołości czy podekscytowania już wiem, że wcale nie należałam do jej pupilków.
                -Cześć. – słyszę od niektórych cichy szept. Miałam nadzieję, że na tym etapie nadmierne zainteresowanie moją osobą zniknie. Niestety myliłam się. Wszyscy nadal się we mnie wpatrywali. Wiedziałam, że to nie wynika z tego, że zmieniłam się. Na pewno widzieli w Internecie informacje dotyczące mnie i Nialla. Chyba pierwszy raz nie cieszy mnie fakt, że w Polsce jest dostęp do Internetu, w przeciwieństwie do tego co sądzą ludzie innych narodowości.
                -Już spokój! To, że panna Star wróciła do nas nie oznacza, że nie będziemy kontynuować zajęć.
                -Już niedługo to może być pani Horan. – słyszę słowa wychodzące z ust pięknej brunetki, której włosy falami opadają na ramiona. Nie mam pojęcia skąd wziął się stereotyp głupiej blondynki, skoro ona zachowuję się właśnie tak. Nie wiem kim jest, ale na pewno wcześniej nie pałałyśmy do siebie pozytywnymi uczuciami. Niektórzy wybuchają śmiechem tak jakby usłyszeli kawał roku. Nauczycielka skutecznie przywołuje ich do porządku strasząc kartkówką. Ostatni raz wymieniam się z dziewczyną ostrym spojrzeniem i staram się skupić na lekcji.
~*~
                -Max wiesz kim jest ta brunetka? – pytam siedząc w stołówce pokazując w kierunku dziewczyny.
                -Co pewnie zdążyła już powiedzieć coś głupiego?
                -Wcześniej też tak było?
                -Tak. Zawsze wszystkiego ci zazdrościła. Kiedyś się we mnie podkochiwała, ale zawsze ją odtrącałem. Wtedy wszystko się zaczęło. Cały czas sądziła, że jesteśmy razem. Po tylu latach kiedy widziała mnie z niemałą liczbą dziewczyn nadal ma jakiś żal, że nigdy się z nią nie spotykałem. Najpierw była wkurzona przez to, że miałaś ze mną takie dobre kontakty, a później o to, że potrafiłaś jej się przeciwstawić.
                -Ej, bo będę zazdrosna! – odzywa się Marta. – Nienawidzę kiedy mówisz o tych wszystkich dziewczynach, które miałeś, w dodatku teraz będę jeszcze gorzej czuła się w obecności Alex, bo będę myślała, że mi ciebie odbierze.
                -Oh skarbie. – Max wielokrotnie zwracał się do mnie w taki sposób, ale jeszcze nigdy w życiu nie słyszałam w jego głosie tak wielkiej czułości. Nie byłam o to zazdrosna, po prostu wiedziałam, że jego miłość do mnie była nieco inna. – Nie masz czego się obawiać. Nie ważne, że miałem tyle dziewczyn, ważne jest to, że żadnej z nich nie kochałem. Oczywiście oprócz ciebie. – Delikatnie obejmuje ją ramieniem i przyciąga do siebie całując w czoło. Dziewczyna spogląda na niego rozgwieżdżonymi oczami. Piękniejszego widoku jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. W pewnym momencie ich usta zaczynają się do siebie zbliżać, a ja odwracam wzrok. Chcę dać im odrobinę prywatności. W tym samym momencie napotykam wzrok Damiana. Przez chwilę wpatrujemy się w siebie bez słowa. Kąciki moich ust delikatnie unoszą się do góry. Nie mam pojęcia co też takiego chłopak zrobił, że Max tak bardzo go nienawidzi, ale przecież to jest nadal mój przyjaciel. Chłopak odwzajemnia uśmiech i z kieszeni wyciąga telefon pokazując mi go. Kiwam potwierdzająco głową, że go rozumiem. Mija chwila zanim do moich uszu dochodzi dobrze znany mi dźwięk oznajmujący, że dostałam SMS-a.
Musimy porozmawiać. U ciebie o 18?
           
 -Tak. – szepcze spoglądając w jego kierunku.
~*~
                Wraz z wybiciem godziny 18 słyszę dzwonek do drzwi. Zbiegam z góry uprzedzając mojego ojca.
                -Ja otworzę, to pewnie do mnie! – Otwieram drzwi i przed sobą widzę uśmiechniętą twarz Damiana. Dopiero teraz zauważam, że jego policzki są bardziej pociągłe, a jego sylwetka bardziej umięśniona.
                -Witaj piękna. – mówi.
                -Przestań, tylko wchodź. – Zamykam drzwi i odwracam się. Zauważam, że mój ojciec bez słowa przygląda się chłopakowi, który wyraźnie jest zdenerwowany. – Tato to jest Damian, mój przyjaciel.
                -Ten Damian? – pyta, a z jego głosu można wyczytać nutkę wrogości.
                -Nie przypominam sobie, żebym ci o nim mówiła.
                -Widziałem wasze wspólne zdjęcia. – stwierdza, a ton jego głosu jest już odrobinę spokojniejszy.
                -To my się zmywamy. – mówię i pod wpływem impulsu łapię chłopaka za rękę i ciągnę do góry. Jeszcze przez długi czas czuję za sobą wzrok Jonathana. Wchodzimy do mojego pokoju, a Damian rozglądają się i lekko uśmiecha.
                -Dużo się tutaj zmieniło. Gwiazdy na suficie fajny pomysł.
                -Efekt bezsenności.
                -W ogóle gdzie moje maniery. Jak się czujesz? To wszystko pewnie spadło na ciebie jak grom z jasnego nieba.
                -Jestem strasznie rozkojarzona. Przeważnie jest tak, że człowiek sam o sobie wie najwięcej, ale w moim przypadku jest odwrotnie.
                -Nie prowadziłaś żadnego pamiętnika, albo dziennika? – pyta.
                -Przecież to dziecinada, która pojawia się tylko w amerykańskich filmach o pustych nastolatkach, które muszą przelać swoje żale dotyczące tego, że najprzystojniejszy chłopak w szkole nawet nie chce na nie spojrzeć. To definitywnie nie jest dla mnie.
                -Ale teraz sprawa byłaby trochę ułatwiona. Mogłabyś wszystko przeczytać.
                -Rzeczywiście. Masz rację. Przy okazji mam nadzieję, że ty w końcu mi to wytłumaczysz. Dlaczego Max i mój tata krzywo na ciebie patrzą. Nie przypominam sobie żebyś zrobił coś nie tak.
                -Max ci nie powiedział? – pyta, a jego oczach widzę lekką obawę.
                -Mówił, że się pokłóciliście, ale ja wzięłam jego stronę i tak się wszystko skończyło.
                -Tak właśnie było. – spuszcza głowę.
                -O co wam poszło?
                -Nie mogę ci powiedzieć prawdy, bo mnie znienawidzisz, a ja nie chcę tego. Zrobiłem błąd, ale teraz mam idealną sytuację aby go naprawić. Nie mogę tego zmarnować.
                -I sądzisz, że okłamując mnie zdobędziesz moje zaufanie? Jeśli tak to grubo się mylisz!
                -Powiem ci, ale nie teraz. Muszę obiecać mi, że nadal będziemy przyjaciółmi.
                -Oczywiście, że tak, ale ty musisz obiecać, że kiedyś mi powiesz.
                -Co tu się dzieje?! – Niespodziewanie do mojego pokoju wchodzi Max. Na jego twarzy wypisana jest furia w czystej postaci.
                -Co ty tu robisz? – pytam.
                -Jak mogłaś go tutaj wpuścić?! – mówi przez zaciśnięte zęby.
                -Najpierw odpowiedz na moje pytanie.
                -Nie możesz się z nim spotykać. Przecież już ci mówiłem.
                -Że ty masz do niego jakiś uraz to nie znaczy, że ja też.
                -Wierz mi, tu właśnie chodzi o ciebie. – szepcze nadal wściekły. – Jak śmiesz w ogóle do niej przychodzić!? – zwraca się do Damiana, który mruży powieki.
                -Sama mnie zaprosiła. – oznajmia bez skrupułów. Max spogląda na mnie pytająco.
                -To prawda. – mówię.
                -Na pewno w jakiś sposób ją do tego zmusiłeś!
                -Uspokój się. Przecież chciałem z nią tylko porozmawiać. Nic więcej, a ty robisz z tego od razu wielkie halo!
                -Już ja widzę tą twoją TYLKO rozmowę. Na pewno wciskałeś jej kity, że jesteś niewinny. Przecież masz ku temu idealne warunki! Nie wierzę, że chcesz wykorzystać to, że straciła pamięć! Przecież to okrutne.
                -Nie okłamałem jej. Chcę tylko, żeby wszystko wróciło do normy.
                -Już od dawna nie ma do czego wracać! – Niespodziewanie uderza go pięścią. Chłopak krzywi się tylko, ale w jego tęczówkach widzę wypisany ból. – Lepiej zejdź mi z oczy, bo przysięgam, że cię zabiję. - mówi z zaciśniętymi zębami.
                -To jeszcze nie koniec. – Hardo spogląda mu w oczy i wychodzi.
                -Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?!!!! – krzyczę na niego. – Chciałam tylko porozmawiać, a ty oczywiście się wtrącać ze swoimi uprzedzeniami.
                -To nie są moje uprzedzenia! On zrobił ci krzywdę, ale oczywiście, że tego nie pamiętasz.
                -Sądzisz, że to moja wina?! Że niby sama się o to prosiłam? Nie! Nie chciałam tego i nadal nie chcę! Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze gdyby nie ten pieprzony wypadek! Ty chcesz się nazywać moim przyjacielem!?
                -Przecież nie mówię, że to twoja wina. Stało się! Trudno. Czasu nie da się cofnąć. Staram się ci pomóc, ale ty olewasz to!
                -W takim razie łaskawie powiedź mi jaką niby krzywdę zrobił mi Dan! Może wtedy przestanę z nim się potajemnie kontaktować!
                -Nie mogę ci powiedzieć.
                -Dlaczego? Bo co?! Wcale nie jest aż tak bardzo winny jak mówisz?!
                -Boję się, że nie uwierzysz, że mógł zrobić takie świństwo. Mi też zajęło to strasznie długo.
                -Nie ważne, czy uznam to za prawdę, chcę żebyś to powiedział.
                -Lepiej jest jeśli tego nie pamiętasz. Wcześniej to prawie cię zniszczyło. Nie mogę doprowadzić do powtórki!
                -Chyba przyda wam się ochłonąć. – mówi Jonathan, który stoi przy drzwiach już dobrych parę minut przysłuchując się naszej rozmowie.
                -To ty po niego zadzwoniłeś! Prawda! – krzyczę.
                -Tak, wiedziałem, że coś jest z nim nie tak, ale nie znałem całej prawdy.
                -Czyli teraz nawet on wie! Tylko nie ja! Osoba, której to się najbardziej tyczy!
                -Tori ja naprawdę nie mogę.
                -Wiecie co. IDŹCIE W CHOLERĘ!!! – wydarłam się. – Wynocha z mojego pokoju! Już!!!! – Z kamiennym wyrazem twarzy przyglądam się jak powoli zamykają drzwi mojego pokoju. Potem siadam na łóżku, a łzy powoli zaczynają lecieć po moich policzkach. Staram się je zatrzymać, ale to wydaję się być jedynym sposobem na to, aby w jakiś sposób rozładować złość, która buzuję w moich żyłach. Naprawdę nie mam ochoty roznieść mojego pokoju. W tej chwili najchętniej przytuliłabym kogoś. Od razu przypomina mi się sytuacja, kiedy byłam zamknięta w ramionach Nialla. Chciałabym poczuć to znów. W tej chwili. Mówił, że jeśli będzie mi źle to mam do niego dzwonić. Jestem naprawdę bardzo bliska do zrobienia tego, ale przypomina mi się, że jest dla mnie prawie obcą osobą. To byłoby niezwykle dziwne. Zresztą pewnie jest zajęty. Dodatkowo co niby miałabym mu powiedzieć? „Ej wiesz co? Nikt nie chcę wyznać mi prawdy, a ty jesteś jedyną osobą, która przyszła mi do głowy. No i wiesz co tak przy okazji to kolor twoich oczy bezustannie mnie prześladuję. Nie mam pojęcia kim naprawdę jesteś, ale nie potrafię o tobie zapomnieć.” Na pewno uznałby mnie za wariatkę.
~*~
                Byłam prawie z siebie dumna. Otwarcie przyznałam, że wspomnienia tego chłopaka prześladują mnie. Myślałam, że to choć trochę mi pomoże, a stało się dokładnie odwrotnie. Nie ważne czy moje powieki były uniesione, czy też zamknięte widziałam jego, a dokładniej ten błękit, który czynił go tak bardzo wyjątkowym, że to było niemal nierealne. Podrywam się z miejsca, w którym spędziłam już dobre parę minut.
                Lekko trzęsącymi się dłońmi dopadam sztalugę i zaczynam wyciągać wszystkie możliwe farby jakie posiadam. Będę musiała włożyć wiele wysiłku, aby uzyskać idealny, albo chociaż przybliżony odcień. Na początku zaczynam od naszkicowania jego twarzy. Tylko na moment zamykam oczy i już biorę się do pracy. Malowanie jego twarzy sprawia, że zapominam o tym wszystkim co aktualnie mnie trapi jedyne co mnie niepokoi to to, że doskonale znam każde załamanie na jego szczęce, czy też proporcje twarzy. Najdziwniejsze jest to, że Maxa znam tak długo, a jeszcze nigdy nie malowałam go z taką precyzją. Wskazówki zegara przesuwają się o zaledwie parę centymetrów, a ja stoję przed niemal ludzką twarzą. Jeszcze tylko kolor tęczówek. Wzdycham głośno i zaczynam mieszać różne farby. Po godzinie kiedy ze złości niemal zaczynam wszystkim rzucać uświadamiam sobie, że to nie ma sensu. Jego oczy raz są ciemniejsze, a następne jaśniejsze. Raz się świecą, a później nie. Tego nie da się namalować, nawet aparat nie może oddać tego uroku. To trzeba widzieć na żywo. W rękę biorę pędzelek zanurzony w jednym z kolorów. Umieszczam go na płótnie i najchętniej porównałabym, czy bardzo różni się od oryginału.
                Otwieram okno, aby wywietrzyć pomieszczenie i wychodzę do łazienki. Biorę szybki, ale ciepły prysznic, który sprawia, że zaczynam być odrobinę spokojniejsza. To wszystko jest tak pokręcone, że czasami mam wrażenie, że to tylko sen, który powstał z dziwnych zlepków tego co dzieje się naprawdę. Wracam do pokoju i wzdrygam się na widok jego twarzy. Wygląda jak prawdziwy.
                Dopiero teraz zauważam, że w domu panuję niezwykła cisza. Spoglądam na zegarek i widzę, że właśnie wybiła godzina pierwsza w nocy. Tak bardzo byłam pochłonięta rozmyślaniami oraz malowaniem, że w ogóle przestałam zwracać uwagę na mijający czas. Mimo to, że godzina jest już późna, a ja jutro muszę iść do szkoły nie kładę się do łóżka. Wiem, że i tak nie zasnę. Chodzę bezczynnie po pokoju w tę i z powrotem. Mam wrażenie, że cały czas stoję w miejscu i nie robię niczego, aby ruszyć na przód. Nie mogę tak dalej!
                Łapię pierwszy lepszy zeszyt i zaczynam pisać w nim pochyłym i niedbałym pismem.
               
Drogi Pamiętniku!
Kochany Pamiętniku!
Pamiętniku!
Zeszycie!

Tak właśnie będę cię nazywać. Zeszytem, bo tym właśnie jesteś. Wiem, że wcześniej uważałam to za okropnie głupie i w ogóle nie przydatne, ale gdybym nie popełniła tego błędu dzisiaj nie zaczęłabym świrować. Naprawdę martwię się o swoje zdrowie psychiczne. Jak tak dalej pójdzie to naprawdę trafię do psychiatryka.
Wiecznie czuję, że nie dowiedziałam się niczego o moim przeszłym życiu. Aż mnie ponosi. To jest wbrew naturze. Skoro wszystko zapomniałam to bliskie osoby powinny chociaż w skrócie opowiedzieć mi o wszystkim. Od lekarza nie dostałam żadnego zastrzeżenia. Mogę dowiadywać siężnych rzeczy z przeszłości, a to nie będzie szkodziło mojemu zdrowiu.
Chyba jeszcze gorsze jest to, że bez przerwy myślę o nim. Moim niby chłopaku, którego w ogóle nie pamiętam. Znaczy teraz tak, ale nie wiem jak pierwszy raz się spotkaliśmy. Tak naprawdę to nie mam pojęcia jaki naprawdę jest. To wszystko uleciało z mojej pamięci, wraz z moją miłością do niego, która ponoć wcześniej istniała i była naprawdę silna. Szkoda, że takie uczucie się zmarnowało. We współczesnym świecie z lampą można szukać czegoś takiego. Zresztą co ja w ogóle wygaduję!? Przecież w ogóle nie wiem jak to było. Muszę tylko polegać na tym co mówił Max, a być może on wszystkiego nie wiedział. Zresztą nieważne. Dziwne jest to, że myśl o nim wprawia mnie w uczucie spokoju. Mój oddech się wyrównuję, a ręce przestają drżeć. Tak jakby mózg zapomniał, ale ciało nie do końca.
Mimo to wiem, że świruję. Przecież właśnie zwierzam się jakiemuś głupiemu zeszytowi. Mam nadzieję, że to pomoże, a teraz już naprawdę muszę się położyć. Zasnę starając się nie zwracać uwagi na to, że jedyne co widzę to te jego zajebiste tęczówki.
Victoria Star
~*~
                To się stało. Już wczoraj przed tym jak zasnęłam podjęłam decyzję. Od razu poczułam ulgę. Najważniejsze, że zaczęłam coś robić.

***************************************************************************************************
Mam nadzieje, że udało wam się dotrwać do tego momentu. Chyba jeszcze nigdy na tym blogu nie pojawił się dłuższy rozdział ;)

Zauważyłam, że większości z was ta historia już się znudziła, dlatego jeśli dam radę to następne rozdziały będą miały właśnie taką długość. 

Założyłam nowego bloga: TAKEN

18 komentarzy:

  1. świetny, boski, nie ma słów żeby opisać! :)
    jeszcze to ostatnie zdanie, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko *___*
    pierwsza część... jak ona się z nimi żegnała ryczałam ;c jak małe dziecko ! Tyle przeszli, Tyle przetrwali ale nie bo głupia Tori miała kaprys wrócić do Narni super -.- dziewczyno ogarnij sie i wracaj do niego !
    zajebisty rozdział czekam na następny... owszem dłuższego to tu chyba jeszcze nie było, a dziwiłam się czemu tak długo nie dodajesz.. teraz już wiem czemu :)
    do następnego weny życzę kochana :**

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! NO NIE WIERZĘ WŁASNYM OCZOM!!!! NOWY ROZDZIAŁ !!!!! O JEZU. I TO JESZCZE TAAAKI CIEKAWY. NIE NO. MASZ TALENT CZŁOWIEKU!!! KOCHAM TWOJE BLOGI I TO JAK PISZESZ!! ZNAKOMICIE OPISUJESZ EMOCJE BOHATERÓW. NO ALE WEŹ. JA CHCĘ, ABY ONA JUŻ ODZYSKAŁA TĄ CHOLERNĄ PAMIĘĆ!!!! OHHHHHHHHH .. WGL MYŚLAŁAM, ŻE MNIE SZLAG TRAFI GDY VICTORIA ROZMAWIAŁA Z DAMIANEM NO!!!! ONA TAK NIE MOŻE!!!!! I NIECH WGL KTOŚ JEJ NARESZCIE POWIE CO TAKIEGO ZROBIŁ JEJ DAMIAN!!!!! ZANIM DOJDZIE DO JAKIEGOŚ ZAŁAMANIA CZY COS! OHHHHHH.
    KOCHAM CIĘ! <3
    *KOMENTARZ PISANY POD NATŁOKIEM EMOCJI*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział nie spodziewałam się tego :) Strasznie długi ale to jeszcze lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To opowiadanie nigdy mi sie nie znudzi ! Swietny rozdzial ;)
    Mam pytanie: Co ile dni bedziesz dodawala rozdzial na tym blogu ?
    Pozdrawiam
    xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Okay, od dłuższego czasu (bardzo, bardzo dłuższego czasu, a praktycznie kilka razy na dzień) codziennie wchodziłam na Twojego bloga i zawsze tliła się we mnie taka mała nadzieja, że w końcu zobaczę ten upragniony widok w postaci nagłówka do rozdziału 4. Nawet nie wiesz ile mnie to kosztowało, aby nie rozsadzić pokoju, kiedy tylko zauważyłam tą zmianę i jeszcze dopisek, że rozdział jest długi :)
    Wprawdzie to muszę się przyznać, że bardzo Ci zazdroszczę, że umiesz pisać tak obszerne rozdziały, ponieważ u mnie to zazwyczaj wychodzi taka kaszana i wszystko kończy mi się na co najmniej 1500 wyrazach, choć na chama gdzieś coś dopisuję, rozbudowuję itp. To cholernie frustrujące.
    I może jeszcze dochodzi to do tego, że moje shipper'skie serducho znacznie urosło (jeżeli jest to w ogóle jeszcze możliwe) od pewnego czasu i czytanie/pisanie fanfiction, w których pary są 100% hetero mi już tak świetnie nie wychodzi jak przedtem.
    Oczywiście również dziwne jest to, że kiedy tylko widzę nową notkę u Ciebie to nagle rzucam wszystko i czytam, zapominając, że przecież czytając coś innego niż Larry nie sprawia mi już takiej ogromnej frajdy.
    Nie wiem jak to robisz, ale po prostu mnie oczarowałaś Ty Czarownico jedna. :)
    I Twój talent oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ZNUDZIŁA HISTORIA?! POSTRADAŁAŚ ZMYSŁY ?! kochamy tą historię, a długość rozdziału bardzo mnie ucieszyła ^^ jestem ciekawa jak Tori zareaguje jak się dowie o Damianie, jeśli wgl ktoś ją w końcu poinformuje co sie zdarzyło między nimi D: mam nadzieję, że nie to co ostatnio, a jak tak to Nialler ją pocieszy ^^ pozostaje czekać na kolejny rozdział, więc życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe opowiadanie :D w dwa wieczory pochłonęłam wszystkie rozdziały i czekam na więcej :) !

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozbudziłaś we mnie chęć napisania swojego opowiadania! :) Dzięki i czekam na kolejne rozdziały, bo wszystkie części pochłonęłam w dwa wieczory i już nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie długi, opisałaś w niej tyle różnych wątków, że można się pogubić. Jestem ciekawa czy Vicky odzyska pamięć,czy chociaż otworzy się na Niall'a. Jeden sms i Irlandczyk będzie w Polsce :)
    Z niecierpliwością wyczekuje nowego rozdziału! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział <3 Czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział bardzo fajny i nie mogę się doczekać następnego :D Mam nadzieję,że niedługo się pojawi haha :) A i mam pytanie czy już wiesz ile będzie rozdziałów części III?? :) I czy będzie Victoria z Niallem?? :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Boski rozdział !! Ciekawe czy napisze do Nialla i co będzie z nią i z Damianem ;d Wolę żeby była z Niallem ale jak uważasz ;P pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak ja kocham to opowiadanie! pisz szybko błagam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow :) Niezmiernie mnie zaciekawiłaś tym opowiadaniem ♥
    Czekam na następne losy bohaterów :)

    Gdybyś miała chwilę wolnego to zapraszam do siebie ♥
    http://to-win-dreams-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Mi ta historia się nigdy nie znudzi ale takimi długimi rozdziałmi nie pogardzę :D Rozdział genialny, mam nadzieję że Vicky znów zakocha się w Niall'u :) / Lulu

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, to bardzo wiele dla mnie znaczy xx